do grona denerwujących mnie osób ("profesorowie" szkół średnich, kierowcy autobusów, kretyni z rozmaitych obsług klienta, politycy i ich wielbiciele) dołączają pokraczne stwory zwane bibliotekarkami! nigdzie nie czułem się tak bardzo bohaterem powieści Kafki jak w bibliotece! wszystko przez te przeklęte panie życia, śmierci i marnotrawstwa czasu, bieganie od domu do biblioteki, bo się nie wzięło jakiegoś świstka, cholerna okładka, której nie można donieść, karty rodziców, moja karta, naliczanie kar, których nigdy ci prawidłowo nie naliczą i będą jeszcze truć d*pę, że ja truję d*pę, że źle naliczyły, przekręcanie dwusylabowego prostego nazwiska, błędy w komputerowym systemie pokazującym, które książki można wypożyczyć, a które poczytać w czytelni, a które są na miejscu, a które kiedy mają być oddane, spisywanie kretyńskich maleńkich karteczek niby życiorysów autora książki, dat wydania, wydawców, mojego adresu, mojego podpisu, mojego nazwiska a przecież wystarczy durny numer każdej książki i numer mojej karty żeby pani w Wielkiej Piwnicy z Książkami znalazła to czego chcę!!....
szatan na 100% zmajstrował piekło na engine'ie mojej miejskiej biblioteki...