Na samym pocz±tku zaznaczê, ¿e temat zazdro¶ci jest dla mnie strasznie dra¿liwy i do¶æ ciê¿ko mi o tym pisaæ z pewnym wzglêdów.
(...)zazdro¶æ ma niewiele wspólnego z mi³o¶ci± (...) Innymi s³owy, w zazdro¶niku drzemi± utajone ¿±dze niewierno¶ci i ochota na skok w bok.
To nie ma najmniejszego sensu. Racja, ¿e zazdro¶nik powinien zastanowiæ siê nad sob±, ale przecie¿ je¿eli ta zazdro¶æ nie ma zwi±zku z mi³o¶ci±, to z czym? Mówiê tu o w miarê zdrowej sytuacji, gdzie "zazdro¶nik" nie ¶ledzi partnera, tylko po prostu jest zazdrosny (czasem za bardzo). Je¿eli jest zazdrosny, je¿eli czasem robi sceny, to jest to dowód mi³o¶ci przynajmniej w pewnym stopniu. W pewnym stopniu jest to te¿ pewnie dowód problemów z zaufaniem (kto¶ zaraz mi wyskoczy, ¿e bez bezgranicznego zaufania nie ma mi³o¶ci), ale przecie¿ je¿eli kto¶ jest zazdrosny, to najlepszy dowód, ¿e mu na kim¶ bardzo zale¿y i nie chcia³by tego kogo¶ straciæ, boi siê o to, ¿e mo¿e straciæ to, na czym tak bardzo mu zale¿y i co jest dla niego tak wa¿ne.
A utajone ¿±dze niewierno¶ci i ochota na skok w bok to ju¿ taki bullshit, ¿e siê dziwiê, ¿e ktokolwiek siê pod takim s±dem podpisa³. Jeden wielki kretynizm, ale do wielu ludzi trafi, bo przecie¿ "skoro pisze tak psycholog, to musi byæ prawda, bo psycholog musi byæ m±dry i zna ludzi do g³êbi itd". A ja nie wierzê w to, co pisz± psychologowie, tylko dlatego, ¿e s± w³a¶nie psychologami (szczególnie po tylu koncepcjach psychologicznych i ich innych bzdurach, o których muszê siê uczyæ).
Zazdro¶æ to w³a¶ciwie "choroba obco¶ci" - wskazuje raczej na problem zwi±zany z poczuciem odmienno¶ci, wynikaj±cy z zerwanej brutalnie wiêzi z matk± w dzieciñstwie
Gówno prawda. Kto¶ mo¿e byæ bardzo zazdrosny, a nie musi mieæ problemu zwi±zanego z poczuciem odmienno¶ci, a tym bardziej zerwanej brutalnie wiêzi z matk± w dzieciñstwie. Jak czytam ten artyku³ (trzeci raz), to siê samoistnie zaczynam wkurzaæ, a trochê siê uspokoi³em, bo wieczornym spacerze, !@#$%!