Kolejny dzieñ w ca³o¶ci po¶wiêcony Riverside ADHD, po przerwie i...
wg mnie jest to album tylko dla fanów. Album jest mocno przeciêtny, nudzi siê i nie przechodzi testu '10'.
Posiada bardzo wiele smaczków, które s± wieñczone jakimi¶ prostackimi zagraniami.
1. Hyperactive
-> 0:00 - 3:20 (super rozgrzewka)
-> 3:20 - 3:50 (smaczek)
-> 3:50 -> 5:46 (mega kaszana po³±czona z prostackimi biciami)
-> na koñcu jeszcze tak w miarê powrót do czego¶ lepszego, ale ostatnie s³owa "It's just another day of my life" (powtórzone x^n raz) i "daj secz akcept! (nie wiem co on krzyczy)" rozk³adaj± mi w±trobê)
2. Driven to Destruction
-> 0:00 - 1:00 (zamieæ, po prostu mega miazga)
-> 1:00 - 2:50 (fajne rozwiniêcie, oczekiwanie)
-> 2:50 (zaczyna siê robiæ gorzej, jeszcze fajna solówka rodzi nadziejê, ale..)
-> od 4:00 (rodzi siê nuda..., "ile jeszcze emo ¶piewu !?")
-> 5:10 (te gitary rozk³adaj± mi jelita i te powtórzenia, i ten ¶piew, i...)
-> 6:53 ("ohh!" - ³o matko... robaczek mi z pêpka wychodzi)
3. Egoist Hedniost
-> 0:00 - 3:00 (umc umc umc ... umc umc umc ... + tekst a'la "ojszen of soro³" + ³ubudubu dubu dub + klawisze wyrwane z konstekstu + efekty d¼wiêkowe wyrwane z kontekstu + przej¶cia wyrwane z konstekstu + "tutaj porównanie w stylu Lovecrafta" nudne powtórzenia)
-> 3:00 - 3:40 (w koñcu co¶ co brzmi jak naturalne rozwiêcie utworu, ale oczywi¶cie zryte jakimi¶ wokalami (okolice 3:20)
-> 3:40 - 4:20 (jeszcze bardziej naturalne i piêkniejsze przej¶cia... o tak tak, tu siê zaczyna dobre granie)
-> 4:20 - 5:55 (o dziwo ten sam motyw co wcze¶niej i powtórzenia, ale teraz to brzmi naturalnie, no i piêkne szybowanie.. tak... i wokal taki dobry)
-> 5:55 - 6:37 (o kur*** wiêcej, wiêcej, oh ah oh ah.... taaaak!!)
-> 6:37 - aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!
-> 6:37 - 8:00 (miodzio..... miodzio...... miodzio)
-> 8:00 - 8:57 (miód spadziowy.... miód lipowy.... miód mojej babci)
4. Left Out
-> 0:00 - 2:04 (wzruszaj±ce i piêkne)
-> 2:04 - 3:30 (jeszcze piêkniejsze)
-> 3:30 - 4:20 (na sekund kilka wyczuwam napiêcie, ¿e co¶ zaraz spieprz±)
-> 4:20 - 5:38 (zmiana koncepcji nastroju utworu i zaczyna pobrzmiewaæ bana³em (czyt. "o³szyn of soro³")
-> 5:38 - 7:50 (nuda przeciêtno¶æ, powyrywane z konstekstu pomys³y, emo wokal na³o¿ony na niemal¿e techniawkowate bity (6:10-6:40), momentami co¶ wartego innej osobnej linijki, ale natychmiast st³umione zapychaczem czasowym)
-> 7:50 - 9:01 (no dobra tutaj warto odnotowaæ, ¿e jest naprawdê przyjemnie)
-> 9:01 - 10:03 (a tutaj ju¿ nie, powody standardowe: niespójna muzyka, powtórzenia i zbyt prosta)
-> 10:03 - 10:59 ( a tutaj znowu fajnie, ale oczywi¶cie zakoñczenie wybudza, bo nie ma ju¿ woreczka ¿ó³ciowego)
5. Hybrid Times
-> 0:00 - 2:10 (super, ten kawa³ek wymy¶lili pewnie jako pierwszy, bardzo du¿o dobrych pomys³ow, ¶wietnie zgranych, ¶wietne przej¶cia/wyj¶cia/naj¶cia/zaj¶cia/wej¶cia, super wokal, no i ogólnie odjazd)
-> 2:10 - 5:49 (geniusz i rozgrzeszenie ze wszystkiego, móg³bym punktowaæ ka¿d± sekundê z osobna, bo ka¿d± nale¿y kontemplowaæ w maksymalnym skupieniu)
-> wszystko tak naturalnie ewoluuje, a jednocze¶nie rewolucja co rusz - piêkne
-> 5:49 - 6:49 (chwila na z³apanie oddechu, bo zaraz bêdzie...)
-> 6:49 - 8:21 (doskona³y fina³)
-> 8:21 - 11:54 (tego nie ma, wyci±æ, moja edycja bêdzie pozbawiona tej skazy)