Pierwszy dzieñ 2nd Old English Student Conference by³ ca³kowitym, mia¿d¿±cym sukcesem
.
Zaproszeni go¶cie, studenci z Warszawy i U¦iu, poza ¶wietnymi wyst±pieniami okazali siê byæ przesympatycznymi lud¼mi i kompanami do rozmowy, za¶ opiekun dwójki go¶ci, pan doktor Borys³awski, którego wyk³ad (compelling, jak to mówi± Angole - uszu nie da³o siê odeñ oderwaæ nawet na moment) przyprawi³ nas w ogóle o opad szczêk - pierwszy raz w ¿yciu widzia³am scholara, który poza rozleg³± wiedz± mia³by jeszcze tak wyborne poczucie humoru, by³by tak otwarty, dowcipny, by nie rzec ³obuzerski, s³owem tak ca³kowicie
normalny, bez ¿adnego zadêcia czy poczucia bycia na piedestale.
Moje w³asne wyst±pienie, którego ba³am siê jak dnia S±du Ostatecznego z racji niedopracowania i niedoczytania literatury, o której traktowa³o, zosta³o bardzo ¿yczliwie przyjête, ba! zyska³o aprobatê mojej wyk³adowczyni od literatury, kobiety niezwykle oczytanej i niezwykle wymagaj±cej, z której opini± bardzo siê liczê. S³uchowisko mojej najbli¿szej kole¿anki zaczarowa³o publikê, zw³aszcza tê, któr± wci±gnê³a do happeningu (prze¿y³am magiczne chwile trzymaj±c ¶wieczkê i s³ysz±c w tle chora³ gregoriañski) i piêknym akcentem zakoñczy³o ten fantastyczny dzieñ.
Jednym s³owem, sukces na ca³ej linii i ca³kowita euforia
. Jak to mówi± Angole, I'm on cloud nine ^.^