jak to mówił bohater pewnego filmu: "<<wszystko się może zdarzyć>>, też mi k***a odkrycie"
słowem wstępu: mieszkam w normalnym mieszkaniu w normalnym niestarym bloku dobrego stanu na osiedlu, które ma kilkanaście lat. 2) sąsiadka "nad głową" remontowała sobie niedawno kuchnię [która jest nad naszą kuchnią, typowo]
post właściwy: wracam z psem ze spaceru, pół godziny temu, pies rytualnie idzie się napić, miskę ma w kuchni, po czym przychodzi do mnie do pokoju, kładzie się... i równocześnie nagłe JEBUT. Wbiegam do kuchni skąd nadszedł osobliwy dźwięk a tam, jak to określił trafnie mój brat, Symulator Powst. Warszawskiego. z 1/5 powierzchni sufitu oderwała się jego dolna warstwa odsłaniając środkową, którą woda wystylizowała trochę na sklepienie małej jaskini. Gruz leży w miejscu, gdzie mój pies ma swoje miski oraz na meblu, na którym stoją jakieś rzadko używane szkła [jak wyglądają teraz można się domyślić]. W powietrzu unosi się szary pył, od którego kaszle moja matka, która dwa metry dalej korzystała z kuchennego zlewu. Zatem możesz sobie spokojnie przeżyć 50 lat [matka], 2 [pies, psa by spokojnie zabiło, przed drzwiami wejściowymi leżą zaskakujące pewnie sąsiadów cztery ciężkie siatki gruzu i szkła] i kretyński los może cię zaskoczyć durną sąsiadką, która najwyraźniej do remontu kuchni zatrudniła majstrów zbyt skretyniałych by poradzić sobie z tego typu robotą w Wielkiej Brytanii. Super...