Oto jest najbardziej pechowy i frustruj±cy dzieñ mojego ¿ycia. Najpierw zaginê³y mi rêkawiczki, pó¼niej pada³ ¶nieg i deszcz i wszystko, a ja 15 minut idê na wydzia³ i wydawa³o mi siê, ¿e umrê. A przed zajêciami starosta mnie zbarowa³ i brzydko siê zachowywa³ (BARDZO! Zew krwi siê we mnie obudzi³). Na naukach pomocniczych, ¿e g³upi u¶miech mi z twarzy nie chcia³ zej¶æ, to pan doktor mnie do tablicy wezwa³ i takie tam, a pó¼niej okaza³o siê, ¿e do 15.00 muszê siê zapisaæ na mój ulubiony wyk³ad, bo jednak trzeba. Patrzê na zegarek, a tu 14.00 i sekretariat zamkniêty. (To tak w uproszczeniu by³o, tak naprawdê, to d¿oging z góry na dó³ i szukanie dziwnych osób by³o). W koñcu uda³o mi siê dopisaæ tu¿ przed zamkniêciem listy. No to idê na obiad, czyli wychodzê na ulicê, a tam jaki¶ element mnie zaczepia, ¿e mam fajne skarpety. My¶lê: zabiæ? zniewa¿yæ? Ale matkaboska zielna czuwa³a, ¶wiate³ko zes³a³a, co umo¿liwi³o mi ucieczkê na drug±, i tak potrzebn± mi stronê ulicy. I deszcz mit ¶nieg egien. Jaki¶ pan palacz (jak mo¿na paliæ w tak± pogodê) w mordê mi dymem cisn±³, wiêc mu mówiê /scena wyciêta z powodu wulgaryzmów/... A poza tym w slepie piekarni chleb do po³owy surowy mi baba wcisnê³a, a zupa by³a za s³ona. Jeszcze zasady mam dzisiaj. Wyginê.