Ok. 10.30 dotarlam do domu po wczorajszym koncercie (ja potrafie...
)
Lao Che - ok, calkiem dobrze (spotkalam znajomych z Warszawy i powiedzieli, ze i wystep zespolu i naglosnienie lepsze niz w Proximie - az uzyje polskich znakow diakrytycznych i napisze
³a³ ), publicznosc oczywiscie najzywiej reagowala na utwory z "Powstania...", a nowe, wbrew temu, co pisal mi Budyn, nie sa tragiczne, a niektore nawet calkiem niezle.
Armia - widzial ktos zly koncert Armii? No wlasnie. Pieknie bylo, chociaz Tomek mowil potem, ze lekarz stwierdzil u niego zapalenie oskrzeli i zakazal mu spiewac i ze bylo "na pol gwizdka" (czego oczywiscie nie bylo slychac), ale "nadrabial choreografia" (bylo widac i nawet mam video
wrzuce gdzies pewnie). Mowilam juz, ze podobalo mi sie?
A potem bylo afterparty trwajace do ok. 4.00 (ze znajomymi z armijnego forum).
Aha, z rzeczy (tak, rzeczy), ktore mi sie nie podobaly: agresywni ochroniarze o twarzach nieskalanych mysla, rzucajacy sie na ludzi i palacy papierosy.
No i najwazniejsze: wrocilam w calych rajstopach
...a teraz moge w spokoju wziac sie za cos pozytecznego (tzn.: ktos moze chce isc na spacer/wino/grzyby/cokolwiek innego?)