Nie by³o mnie tu wieki wieczne, ale wczorajszy ods³uch Herityd¿a zdrza¼ni³ mnie tak srodze, ¿e nie wydzier¿y³am, muszê siê podzieliæ wra¿eniami.
A wra¿enia mam bardzo, bardzo z³e. Rozczarowanie roku, a mo¿e i ostatnich trzech lat. Po tym, co pokazali na
Watershedzie (czule zwanym przeze mnie Watershitem) mia³am nadziejê, ¿e to tylko chwilowy spadek formy. Zobaczywszy jajcarsk±, kolorow± ok³adkê z daleka pachn±c± starymi dobrymi latami siedemdziesi±tymi, my¶la³am, ¿e bêdzie gites, Mike wróci do swojego ukochanego grania ze z³otej ery prog i art rocka i efekt zmia¿d¿y mnie na proszek, jak dawniej. Zapu¶ci³am wiêc p³ytkê i w miarê s³uchania mina mi rzed³±. Nuda, nuda coraz gorsza i wieje sanda³em (z mas³em). ¯e na pró¿no czeka³am na jakie¶ mocniejsze uderzenie, jaki¶ riff, jaki¶ growl to jeszcze do prze¿ycia - gorzej, ¿e ciekawych pomys³ów, czy to linii wokalnych, czy to gitarowych arpeggiów, czy w ogóle aran¿ów by³o jak na lekarstwo, dos³ownie na jednej rêce zliczyæ. I to rêce drwala -.- '. Teraz disclaimer - nie, nie wkurzy³o mnie to, ¿e nie ma tzw. pierdolniêcia. Chc± i¶æ w rock/jazz/ambient/cokolwiek? Ale¿ proszê bardzo, jestem wszystko¿erna. Natomiast zabola³o mnie, i to bardzo, ¿e jest to p³yta bez pomys³u, chaotyczna, bezjajeczna i nudna. Je¶li ju¿ gdzie¶ przez chwilê trafi³y siê ³adne pasa¿e gitarowo-mellotronowe, to natychmiast psu³a je banalna linia wokalu; je¶li trafi³o siê niebrzydkie arpeggio, to ci±gnê³o siê ponad dwie minuty, mêczone i przykrywane innymi ¶cie¿kami na wszystkie sposoby, a¿ obrzyd³o. Szlachetna nuda? A takiego! [pokazuje na ³okciu jakiego]. Szlachetnie nudziæ to mnie mog± Davis, Coltrane i Garbarek, artystycznie ziewaæ mogê przy ró¿nych tam post rockach i shoegaze'ach. Po Opecie spodziewam siê wspó³brzmieñ, przebiegów akordowych i melodii, od których twarz mi siê rozdziawi i tak zostanie, rytmów i arpeggiów (a niech tam, i riffów), które bêdê kompulsywnie nuciæ i wystukiwaæ na czym popadnie przez kolejne miesi±ce i lata. Tak by³o z o¶mioma poprzednimi p³ytami, do pewnego stopnia nawet i z Watershitem (z którym siê chyba przeproszê -.-). Po Heritage'u póki co zosta³o mi tylko rozczarowanie, niesmak i ca³kowita niechêæ do kolejnego odtworzenia.
Ok, byæ mo¿e reagujê zbyt emocjonalnie, mo¿e trochê pochopnie, na pewno bardzo subiektywnie, ale... cholera, Opeth by³ dla mnie kiedy¶ najwa¿niejszym zespo³em w ¿yciu, t³em d¼wiêkowym do wielu jego najwa¿niejszych i najpiêkniejszych momentów, i ja sobie najzwyczajniej w ¶wiecie nie wyobra¿am u¿ywania tej kapeli jako mi³ego relaksuj±cego te³ka do zapominania o kursie franka szwajcarskiego
.
Ech, niech mnie kto¶ przytuli :/.