Po niemal dwóch tygodniach przerwy wróci³em do Heritage. I moja opinia raczej siê diametralnie nie zmienia. Ten album jest dobry, ale nic ponadto. Takie 7/10, mo¿e 7,5. Genialnych riffów, solówek powalaj±cych na kolana - niestety tego wszystkiego tu brak. Nadal mam wra¿enie, ¿e jest to wynik posk³adania do kupy wielu drobnych pomys³ów, niestety bez konkretnego, spójnego zamys³u. Nadal irytuje mnie sztuczne intro. Pierwsza czê¶æ p³yty mi siê jako¶ os³ucha³a - niby s³ucha siê przyjemnie, ale nie intryguje. Druga z kolei jest nieco lepsza, ale nie ca³a - najlepsze jest chyba ostatecznie Famine, inne utwory maj± bardzo dobre fragmenty poprzek³adane ¶rednimi. Zakoñczenie jest rozmyte, a kiedy do³o¿y siê do tego dwa bonusy utrzymane w podobnym stylu, to robi siê ju¿ zupe³nie md³e. W partiach wokalnych jest kilka naprawdê ¶wietnych przeb³ysków, problem polega na tym, ¿e s± to dwa, cztery wersy, po których motyw siê urywa i dzieje siê co¶ zupe³nie innego - gdyby Mikael by³ w stanie za¶piewaæ tak spektakularnie przez minutê albo dwie, jak mu siê to zdarza robiæ przez 20-30 sekund, to i z tego s³uchania by³oby wiêcej satysfakcji, a tymczasem budzi zainteresowanie i szybko siê wycofuje. Tak wiêc w wielu miejscach jest to niewykorzystany potencja³, szczególnie ¿e niektóre fragmenty s± naprawdê na tyle dobrze pomy¶lane, ¿e za¶piewanie ich dwukrotnie z niewielkimi modyfikacjami nic by im nie ujê³o.
Po niespe³na dwudziestu przes³uchaniach ten album wygl±da dla mnie na wyeksploatowany, co jest bardzo smutne, bo nawet Watershed po¶wiêci³em o wiele wiêcej czasu. Jest profesjonalnie, jest ¶wietnie technicznie i brzmieniowo i naprawdê nie ma siê do czego uczepiæ (pomijaj±c intro) - poza najwa¿niejsz± rzecz± - kwesti± kompozytorsk±. I to jest w³a¶nie najsmutniejsze. I nie chcê tutaj, ¿eby kto¶ zarzuci³ mi, ¿e oczekujê nie wiadomo czego - wcale nie pragnê by Opeth nagrywa³ dwudziestominutowe progresywne kolosy, bo form± reprezentowan± przez zespo³y takie jak Dream Theater zupe³nie siê nie interesujê, nudzi mnie. S³ucham ostatnio sporo muzyki du¿o prostszej, by nie powiedzieæ, ¿e piosenkowej, ale tak¿e rozsmakowujê siê w takich rzeczach jak "BE" Pain of Salvation, który to album chyba z piosenkowato¶ci± nie ma prawie nic wspólnego, wiêc nie zamykam siê w jednej konwencji, a jednak Heritage przynosi mi do¶æ p³ask± przyjemno¶æ jako ca³y album. Obawiam siê, ¿e bêdê go traktowa³ ju¿ po wieki jako zbiór piosenek (pomiêdzy którymi notabene z powodzeniem mog³oby siê znale¼æ Throat of Winter), z których co¶ sobie co jaki¶ czas wybiorê i od¶wie¿ê z przyjemno¶ci±, ale ca³o¶ci mi siê nie bêdzie chcia³o katowaæ. Mo¿e kiedy¶ trochê zmieniê zdanie, mo¿e przybiorê siê z czasem do napisania jakiej¶ spójnej, maj±cej rêce i nogi recenzji tej p³yty, ale skoro po takiej przerwie moja opinia raczej nie ulega drastycznej zmianie, to prawdopodobnie taka ju¿ pozostanie.
Przeczyta³em to co napisa³em powy¿ej i chocia¿ nie mia³o tak byæ, to jednak wysz³o bardzo gorzko. Mo¿e to dlatego, ¿e mia³em dzisiaj naprawdê apetyt na Opeth i stwierdzi³em, ¿e to dobry moment na zmierzenie siê ponownie z Heritage. Nie tylko jeszcze przed koñcem p³yty przy³apa³em siê na tym, ¿e my¶lê ju¿ o tym co w³±czê sobie jak siê Heritage skoñczy, ale tak¿e doszed³em do wniosku, ¿e wcale ju¿ nie czujê potrzeby by by³ to Opeth, nawet który¶ z ulubionych. Kupi³em tê p³ytê i nie ¿a³ujê, bo uwa¿am j± za dobry kr±¿ek, ale jednak po jednym z ulubionych zespo³ów mimo wszystko oczekuje siê czego¶, w czym bêdzie mo¿na siê zakochaæ, a nie tylko polubiæ. Co bêdzie emocjonalnie porywaæ, a nie tylko niezobowi±zuj±co przypominaæ o sobie od czasu do czasu. Mo¿e to mi siê zmieni³y potrzeby, ale kurczê, jeszcze niedawno, w ci±gu ostatniego miesi±ca s³ucha³em GR - nadal mnie kopie, nadal tê p³ytê uwielbiam i jest ona dla mnie muzycznie wielka. Wiêc to nie jest kwestia tego, ¿e "wyros³em" z Opeth. Sam ju¿ nie wiem.