Wczoraj dosz³o, polecia³o, jestem po kilku ods³uchach, w tym jednego na s³uchawkach. Muszê chyba pop³yn±æ z nurtem i napisaæ mniej wiêcej to co wszyscy. Pocz±tek jest ¶wietny, naprawdê by³em trafiony - "Persephone", "Sorceress", "The Wilde Flowers". Co¶ takiego chcia³em dostaæ. Klimatycznie, trochê ciê¿aru, trochê mroku, s³owem - ¶wietnie. Tylko, ¿e potem jest "Will O The Wisp" aka "We love Jethro Tull and want to play like Them", imho jeden z najs³abszych kawa³ków Opeth w ogóle. Prze³amuje ¶wietne wra¿enie z pocz±tku i potem "Sorceress" ju¿ nie wraca na ten poziom. "Chrysalis" jest jeszcze fajne, jako¶ mnie ³apie, ale po nim przychodzi co¶, o czym wszyscy mówili i czego siê trochê obawia³em, ale nie chcia³em siê ¼le nastawiaæ. Otó¿ - macie racjê, to jest prosta kontynuacja "Heritage". S± ciekawe pomys³y, kilka ¶wietnych motywów, ale to siê zwyczajnie nie sk³ada, utwory bez wyrazu, jakie¶ takie wyprane z ¿ycia. Na "Strange Brew" po cichu liczy³em, mimo wszystko parê dobrych s³ów o tym przeczyta³em, nawi±zanie do Milesa Davisa te¿ mnie zaciekawi³o - niestety. Dla mnie to toczka w toczkê to samo to "Famine", w tym sensie, ¿e ma w sobie kilka ¶wietnych fragmentów, które s± zszyte ze sob± strasznie topornie i w efekcie ca³o¶æ robi wra¿enie wymêczonej. Trochê (ale dos³ownie tylko troszkê) ¿ycia pojawia siê we "Fleeting glance", ale to za ma³o. Chwalona przez niektórych tutaj "Era" faktycznie wchodzi z przytupem, ale tylko po to, ¿eby dor¿n±æ do reszty klimat. No szczerze, jako¶ nie mogê strawiæ tej p³askiej czadowej progowato¶ci i tych linii woklanych... Razem z WOTW "Era" l±duje w worku najgorszych kawa³ków Opeth.
Ogólnie jestem zawiedziony o tyle, ¿e dwa najlepsze kawa³ki (czyli nie licz±c intra dwa z trzech na wymaganym przeze mnie poziomie) dostali¶my jako single, czy zwa³ jak zwa³. Wola³bym znaæ WOTW i "Erê", a po zakupie dostaæ "Sorceress" i "Wilde Flowers", niby to samo, ale jednak mia³bym ten czynnik "wow, ale te dwa kawa³ki s± ¶wietne". A tak jedyn± nowo¶ci±, która mnie porwa³a jest "Chrysalis". "Persefona" jest genialna, ale jak wspomnia³ Voice - có¿ z tego, skoro to tylko miniatura na otwarcie. Ca³o¶æ dla mnie jest wypadkow± "Heritage" i PC - z jednej strony jest posk³adana jakby bez pomys³u, poszczególne fragmenty, nawet je¶li fajne, to do siebie niezbyt pasuj±, a z drugiej znaczna czê¶æ albumu przelatuje przeze mnie i nic nie zostawia jak PC. Gdyby "Chrysalis" by³o przed WOTW, s³ucha³bym spokojnie tylko pierwszych 4 utworów, tak muszê przeskakiwaæ. Ale efekt jest taki, ¿e do wymienionych bêdê na bank wraca³, a co do reszty to nie jestem taki przekonany. Ogólnie uwa¿am, ¿e gdyby wszystko, co wyda³ Mike od 2011 roku zebraæ razem, zrobiæ selekcjê, u³o¿yæ i nagraæ w spójny sposób na jeden album 50-60 minut, to mog³oby wyj¶æ co¶ niemal¿e genialnego. Niby kiedy¶ uwa¿a³em, ¿e nowej muzyki Opeth nigdy za du¿o, ale gdyby zamiast Retrotrylogii wydali jedn± p³ytê, za to przemy¶lan±, spójn± i posk³adan± z najlepszych fragmentów tego, co powsta³o w tym czasie, by³bym szczê¶liwszy.
W kwestii brzmienia ju¿ nie bêdê siê tak rozwodzi³. Przy dobrych kompozycjach to st³umienie mi tak nie przeszkadza, w "Wilde Flowers" daje nawet fajny efekt. Ale generalnie wadzi mi to przy ciê¿szych fragmentach. Nie kupujê tego, ¿e to "w stylu lat 70., dla klimatu". W weekend s³ucha³em "Larks' Tongues In Aspic" w remastrze Wilsona i tamten album brzmi klarowniej, potê¿niej, zwyczajnie lepiej ni¿ "Sorceress". I ma o niebo wiêcej klimatu.