Still Life to album, który nie wiedzieæ czemu, jest uwa¿any za zdecydowanie odstaj±cy od reszty p³yt Opeth. Bullshit. Jest w nim tyle samo elementów charakterystycznych dla tego zespo³u jak na innych p³ytach. Mo¿na lubiæ mniej lub bardziej, ale je¿eli inne albumy Opeth komu¶ podchodz± to nie rozumiem czemu z tym mia³oby byæ diametralnie inaczej. Benighted i Face of Melinda to smêty? Credence i To Bid You Farewell maj± taki sam schemat. O zachwianych proporcjach pomiêdzy dynamicznym i spokojnym graniem te¿ nie mo¿e byæ raczej mowy (z tego co pamiêtam Jacek kiedy¶ wyliczy³, ¿e na wiêkszo¶ci albumów oprócz Damnation te proporcje s± do siebie zbli¿one). SL lubiê za dwie rzeczy. Po pierwsze, bez SL nie by³oby Blackwater Park ;]. Po drugie, to jak na³o¿one s± na siebie poszczególne ¶cie¿ki powoduje, ¿e za ka¿dym razem mo¿na wy³uskaæ z tych piosenek co¶ nowego, a poszczególne fragmenty ¶wietnie siê zazêbiaj±. Owszem, na tym albumie motywy tu i ówdzie lubi± siê powtarzaæ. Jednak jak dla mnie to raczej zaleta ni¿ wada, Je¿eli ma siê dobry riff to nie nale¿y szukaæ na si³ê urozmaiceñ. Przy d³ugich utworach zastosowanie powtórzeñ powoduje, ¿e p³yta nabiera odpowiedniego rytmu i ³atwiej wpada w ucho (chyba, ¿e z góry zak³ada siê ¿e smêc± i na ka¿de nastêpne powtórzenie reagujemy wysypk± ;] ).
Zreszt± od d³u¿szego czasu nie s³ucham Opeth i w³a¶ciwie na chwilê obecn± do ¿adnej ich p³yty mi siê nie chce wracaæ
To w³a¶nie przyk³ad tego co meksykañski goregrind robi z lud¼mi