Jeszcze się nie wypowiadałem na temat
Watershed obszerniej, a najwyższa pora.
Odnosnie opakowania to, jak większości, niezbyt przypadło mi do gustu, chociaż miło mnie zaskoczyło, że chociaż trochę przypomina pudełko i nie jest to taka "bardziej koperta". Tak, jak ktoś już wspomniał, można sobie samemu zmontować case'a z okładką - sam nie wiem czy nie skorzystam z takiej opcji. Natomiast rewelacyjnie by było, jakby SE wyszła w takim opakowaniu jak zremasterowana Still Life, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie i zachwycam się nim do dziś (już nie tylko minder'owskim egzemplarzem, ale swoim własnym
). Grafiki są rewelacyjne i wizualnie przypomniają mi chyba najbardziej właśnie te ze Still Life - mają taki fajny "brudek". Co do braku tekstów w booklecie to jakoś nie rusza mnie to specjalnie, może dlatego, że zawsze bardziej liczyły się dla mnie emocje wypływające z samego głosu, jego brzmienia, tonu, a niekoniecznie tego co ten głos przekazywał w słowach. Aczkolwiek fajniej jakby były.
Coil traktuję bardziej jako wstęp do monumentalnego Heir Apparent; przyjemny, prosty utworek, który łatwo wpada w ucho, a wokal Natalie całkiem OK. Przy pierwszym przesłuchaniu nastąpiło zaskoczenie wokalem Mike'a, ale później przypomniałem sobie jak pierwszy raz słuchałem Ghost Reveries - przeżyłem wtedy podobne zaskoczenie jego wokalem. Podoba mi się, że Mike eksperymentuje. Chwila narastającego szumu i dostajemy kopa w tyłek od Heir Apparent, który jest niekwestionowaną wizytówką tego albumu. Jak dla mnie jeden z najlepszych kawałków, które udało im się do tej pory nagrać. Jest w nim wszystko to, co w Opeth jest piękne, miażdżące riffy i growl Mike'a, a obok tego genialne wyciszenia i partie na gitarze akustycznej. Ten kawałek jest dowodem na to, że Opeth rozwija się, eksperymentuje, nie zrywając tym samym ze swoimi korzeniami. Hę? Czysty wokal na tle blastów? No właśnie, The Lotus Eater, a w nim ten ciekawy zabieg, który w pierwszym momencie mnie baaardzo zaskoczył; potrzebowałem trochę czasu, żeby się z tym oswoić, ale teraz nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. To jest jeden z tych kawałków, które potrzebują czasu, a jak już "wejdą" to nie chcą wyjść. Wyciszenie w środku nasunęło mi skojarzenia z GR, przynajmniej ta pierwsza część, druga (wiadomo jaka
) jest totalnie unikatowa i też wymagała trochę czasu zanim się oswoiłem. Burden, czyli chyba najbardziej kontrowersyjny utworek z całego albumu. Dla mnie też taki był; wokal, czy pierwsze wersy tekstu, które mogłyby być nieco bardziej wyszukane, czy wreszcie to "aaaaa aaa aaa", ale podobny motyw jest w Godhead's Lament, bardzo melodyjny. Po jakimś czasie się to wszystko zgrało i słucha mi się tego kawałka bardzo przyjemnie. Szczególnie, gitar w drugiej części utworu, które są genialne (a w DTS'ie brzmią jeszcze genialniej
). Końcówka mnie nie razi, chociaż wolałbym, gdyby ten motyw na gitarze był grany do końca z poprawnym strojem i jakimś powolnym fadeout'em. W Porcelain Heart bardzo podobają mi się motywy na gitarze klasycznej (i w ogóle to, że Mike z niej korzysta, bo jej brzmienie świetnie komponuje się z całym utworem i w ogóle albumem), chociaż są dosyć proste, i dobrze. Główny riff jest bardzo dobry, ale tak odrobinę nasuwa mi na myśl TGC i zastanawiam się czy kiedyś motyw z PH się nie przeje, podobnie jak ten z TGC. Na <klask> zasługuje jeszcze świetna wstawka Axe'a na perkusji. Niemniej jest to chyba kawałek, który w mojej osobistej klasyfikacji wypada najgorzej z całego albumu. Hessian Peel z kolei to mój faworyt na płycie, pierwsze dźwięki bardzo przyjemne, melodyjne, odwrócone wokale nawet ładnie wkomponowują się w cały utwór, a kiedy zaczyna się hardkor to chyba daje mi większego kopa niż Heir Apparent, świetne riffy, a growl mimo, że jest go mało w skali całego albumu, jest najwyższej jakości. Poza tym smaczki w postaci
skrzypców i fortepianu (chyba już ktoś wspominał tutaj). W Hex Omega, szczerze mówiąc, nadal się nie wgryzłem - minder chyba wspomniał, że to najbardziej psychodeliczny kawałek Opeth; zgadzam się z tym. Końcówka nasuwa mi skojarzenie z A Fair Judgement. Naprawdę dobrze jest dobrana kolejność utworów.
Ogólnie to chyba kontynuacja GR, dojrzalsza, bardziej zwarta stylistycznie. Poza tym, jest to o wiele większy krok naprzód od GR, niż był między Deliverance, a właśnie GR.
Przełom /
Wodna Szopa--
skrzypiec /M