Mistycyzm jak mistycyzm ale zwyczajnie nie ka¿de ma³¿eñstwo by³oby w stanie podo³ac wychowaniu adoptowanego dziecka.
Nie. Chodzi o to, ¿e dziecko jest (uwaga! powo³ujê siê na Tischnera, który te¿ by³ ksiêdzem!) dope³nieniem i ukoronowaniem mi³o¶ci. Wg niego: nie ma dziecka - nie ma mi³o¶ci (za to jest egoizm). No i wydawa³o mi siê, ¿e wszyscy katoliccy duchowni, ¿e o wiernych nie wspomnê, tak uwa¿aj± (choæ mo¿e byæ to taki szanta¿ emocjonalny ze strony duchownych, zakamuflowane "rozmna¿ajcie siê", no, ale powiedzmy, ¿e nie by³o to strasznie agresywne i niesmaczne). No i je¶li dziecko jest takim finisem, co coronat opus, to dla mnie logiczne by³o, ¿e je¶li pani A i pan B siê kochaj±, to bêdzie to
ich dziecko, a nie cudze. A adoptowane jest cudze. (I nie wspomnê tu o biologicznych aspektach, o których, o ile pamiêtam, Minder gdzie¶ wcze¶niej wspomina³. O,
tu.)
Poza tym naj³atwiej powiedzieæ "Bóg tak chcia³" i siedzieæ na dupie, nic nie robiæ. (Ja nie przejawiam dobrej postawy chrze¶cijañskiej, ale wg mnie Bóg je¶li ju¿ rzuca ludziom k³ody pod nogi, to nie po to, ¿eby siê potknêli i rozbili pyszczek, ale ¿eby nauczyli siê przeskakiwaæ.)
A wywiad uwa¿am za manipulacjê i prowokacjê, bo wiadomo, ¿e emocje i niechêæ do Ko¶cio³a wzrosn± po czym¶ takim.