Ale¶cie naprodukowali, ja ju¿ w sumie nie wiem w jakim kierunku ta dyskusja zmierza...
Cz³owiek jest istot± religijn±, a ja nie sk³ada³bym tego na karb strachu. Nawet atei¶ci walcz±cy o indyferentyzm religijny postêpuj± tak naprawdê jak zeloci swojej w³asnej wiary. Wiary w rozum i w jego dominacjê nad rzekom± lub prawdziw± ciemnot± powi±zan± z wierzeniami. Oczywi¶cie strach tu odgrywa swoj± w³asn± specyficzn± rolê. Przecie¿ nikt tak naprawdê, nawet najbardziej zatwardzia³y materialista, nie powie ¿e dla niego ¿ycie to tylko tu i teraz, a po ¶mierci obróci siê w proch i nie bêdzie po nim nic. ¯e jest tylko falowym zakrzywieniem rzeczywisto¶ci, które przez przypadek zosta³o obdarzone inteligencj± i umiejêtno¶ci± autoanalizy. Jedni wierz± w Boga, inni w to ¿e przetrwaj± nie jako dusze, ale ¿e zostan± jako pamiêæ. W swoich dzie³ach i przede wszystkim w swoich dzieciach. Ka¿dego czeka to pytanie obojêtnie jak mocno by siê zapiera³. To jest wiara, a ona ma charakter religijny temu siê nie zaprzeczy.
Bardzo odwa¿ne, generalizuj±ce stwierdzenia. S± ludzie, którzy wcale nie czuj± potrzeby "walki" o swoje przekonania, czy to religijne, czy te¿ ateistyczne. Jasne, wiêkszo¶æ refleksyjnych ludzi przechodzi etap uk³adania sobie pewnych rzeczy, zw±tpieñ i godzenia siê z rzeczywisto¶ci±. Ale zdaje mi siê, ¿e nie mo¿na odbieraæ ludziom przekonania, ¿e tak, owszem - s± tylko tu i teraz i po nich nic nie zostanie. Bardzo poszerzasz znaczenie s³owa "religijny". Zdaje mi siê zupe³nie mo¿liwe, naturalne i spójne stanowisko zak³adaj±ce, ¿e 1) nic po mnie nie zostanie, 2) nie ma czego¶ takiego jak dusza, rozumiana jako co¶ "ponad" ¶wiadomo¶æ/rozum i bêd±cego w stanie przetrwaæ ponad biologicznym ¿ywotem. Istniej±c - zmieniamy jako¶ rzeczywisto¶æ i te zmiany, nasze "dzie³a" mog± wykraczaæ poza czas naszego istnienia, ale to, ¿e przetrwaj±, kiedy ju¿ nas nie bêdzie, oraz ¿e zostanie po nas pamiêæ - nie przed³u¿a naszego ¿ywota w ¿aden sposób, który przeczy³by stanowisku, ¿e kiedy rozpada siê moje cia³o - razem z nim koñczy siê ¶wiadomo¶æ/rozum i generalnie nie ma potem nic. Jasne, przekazujemy te¿ geny - ale nawet gdyby¶my siê klonowali, to bez jakiego¶ rodzaju ci±g³o¶ci ¶wiadomo¶ci, pewnej ci±g³o¶ci naszego bytu, samodzielnego indywiduum - nie byliby¶my to my. My¶lê, ¿e kiedy nasz mózg bezpowrotnie traci zdolno¶æ generowania funkcji umys³u - koñczymy siê my. Zostaje och³ap, który mo¿e jeszcze trochê po¿yæ w czysto biologicznym sensie, albo umrzeæ od razu. A nasze dzieci to nie my, to zupe³nie odrêbne jednostki, które jedynie przejmuj± po nas czê¶æ naszych cech w sensie genetycznym, jak i czê¶æ naszej wiedzy i generalnie spo³eczno-kulturowego sk³adnika, który przekazujemy im przez wychowanie. Nie "¿yjemy" w naszych dzieciach w sposób, który dawa³by nam przepustkê do jakiego¶ metafizycznego, religijnego rozwa¿ania nie¶miertelno¶ci, ¿ycia po ¿yciu. Co najwy¿ej w formie sentymentalno-metaforycznej, jak dla mnie.
Chcia³bym jedynie dopowiedzieæ: nie ka¿dy ateista jest tym wojuj±cym (wiem, ¿e wszyscy wiecie ). Ale najczê¶ciej w takich "cichych" (pod tym wzglêdem) osobach nie da siê wyczuæ charakterystycznej pogardy dla wierz±cych i wiary, a same wydaj± siê raczej z krêgu poszukuj±cych, a nie neguj±cych.
No w³a¶nie nie wiem sam, czy ka¿dy ateista jest tym wojuj±cym i gubiê siê tutaj w Waszych twierdzeniach, proszê mi to rozwin±æ. Bo pozna³em ju¿ w ¿yciu ró¿nych ludzi i naprawdê jestem przekonany, ¿e mo¿na pozostawaæ w swoich przekonaniach zadziwiaj±co sta³ym bez potrzeby przekonywania wszystkich dooko³a. Osobi¶cie - jasne, ¿e siê dziwiê ludziom i jasne, ¿e czasami trudno mi jest nie odczuwaæ czego¶, co Sol by nazwa³ pewnie pogard± wobec niektórych ich (dla mnie g³upich i wyj±tkowo nieuzasadnionych) przekonañ, ale je¶li staram siê na pewne rzeczy spojrzeæ z góry - mogê siê wykazaæ zadziwiaj±cym nawet dla mnie zrozumieniem, z tym, ¿e w codziennym ¿yciu takie spogl±danie z góry czasami okazuje siê ma³o praktyczne, a wyrozumia³o¶æ trudna do utrzymania, kiedy cudze fantasmagorie maj± jaki¶ wp³yw na mój prywatny interes.
¦wietnie i nieszablonowo uj±³e¶ kwestiê strachu przed ¶mierci± ujawniaj±c± siê jako wiara w pamiêæ, bardzo ciekawa teza.
2,5 lat umierania i w ogóle prze¿ywania biologicznego cyklu rodzaju homo, by nadal nie pogodziæ siê z tym, ¿e pewne rzeczy s± tak, a nie inaczej... takie rzeczy to tylko u cz³owieka. Ka¿dy z nas umrze, egoistycznie patrz±c - bardziej siê dla mnie liczy to, co siê stanie przed tym niewielkiej donios³o¶ci faktem, potem mnie ju¿ nie bêdzie, wiêc generalnie ju¿ za ¿ycia jest mi wszystko jedno co do tego, co po ¶mierci. Moja ¶mieræ to mój prywatny, totalny koniec ¶wiata, wybieganie emocjami poza tê granicê wydaje siê niemal nielogiczne, choæ robimy to wszyscy, notorycznie. Warto to chyba przemy¶leæ.
Wiesz, nie jestem mentorem ani nikim, ale wydaje mi siê, ¿e m±dry cz³owiek nie odwraca siê o sto osiemdziesi±t stopni od swoich przekonañ bez ciernia w duszy; w ci±gu jednego dnia, tygodnia, miesi±ca. I tak samo w drug± stronê - ¿aden sens i cel nie pojawiaj± siê od razu, bez g³êbokich przemian. A pozwolê sobie jeszcze rozwin±æ jedn± my¶l. Dla mnie idee to tak¿e wszelkie filozofie, a za takow± uznaæ mo¿na równie¿ nihilizm, filozoficzne lenistwo (bardzo lubiê to okre¶lenie ). Wcze¶niej tak¿e nie wspomnia³em, ¿e w moim mniemaniu idea to nie tylko co¶ wznios³ego, dobrego, nadludzkiego, ale te¿ zwyk³e uczucia czy my¶li. I tak, na przyk³ad, co bardzo ksi±¿kowe czy filmowe, ale do rozwa¿añ siê nadaje - ¿ycie dla zemsty Tak¿e ¿ycie dla kogo¶, dla rodziny; wszelkie po¶wiêcenie niekoniecznie w imiê ca³ej ludzko¶ci. Nie musi to byæ ubrane w dostojne s³owa i mistyczne objawienia. To raczej co¶, co siedzi gdzie¶ tam g³êboko w g³owie i czasem o sobie przypomina.
W skrócie - masz tu na my¶li, ¿e ka¿dy, nawet je¶li nie zdaje sobie z tego sprawy, ma jaki¶ mniejszy lub wiêkszy sens, powód do ¿ycia. Czy inaczej by nie ¿y³? Tak sobie my¶lê, ¿e z biologicznego punktu widzenia jeste¶my zaprogramowani, by ¿yæ, a nie, by sobie to ¿ycie odbieraæ, a takie mechanizmy maj± nad nami du¿± kontrolê; wiêc byæ mo¿e mo¿na ¿yæ na granicy - bez celu, bez sensu, bez czego¶ (strachu, rodziny, zemsty, boga, nadziei, rado¶ci, oczekiwania pamiêci, ambicji...), co by nas popycha³o do dalszego toczenia siê naprzód, a jednak nadal egzystowaæ? Ale to chyba bardzo skrajny, trudny do osi±gniêcia stan. Zapewne je¶li nie ma jednej naczelnej
rzeczy, któr± sobie nad siebie wypchnêli¶my jako tego idola, to jest to jaki¶ konglomerat rzeczy malutkich, razem wystarczaj±co skutecznych. Co najwy¿ej bardziej chwiejny.
Mam te¿ wra¿enie, lu¼no nawi±zuj±c, ¿e nat³ok informacji powoduje straszny mêtlik w g³owie. Trudno przekonaæ siê do czegokolwiek i dog³êbnie to poznaæ, ze wzglêdu na mnogo¶æ g³osów sprzeciwu i negacji ze wszystkich stron. I nie chodzi tylko o chrze¶cijañstwo czy o religiê w ogóle, nawet nie tylko o etykê. Nie, ¿ebym sugerowa³, ¿e to z³e - po prostu jest trudniej odnale¼æ w tym wszystkim prawdziwego siebie.
Nie odnajdziesz samego siebie, bo jako ¶wiadoma istota, twór na wskro¶ kulturowy, jeste¶ intelektualnie wytworem ca³ego tego informacyjnego zgie³ku. Je¶li szukaj±c siebie oddzieli³by¶ siê od wszystkiego z zewn±trz, raczej niewiele by zosta³o. Doszed³by¶ do jakich¶ bardzo ogólnych pojêæ, które z pewno¶ci± nie da³yby Ci ¿adnej satysfakcjonuj±cej informacji o Twojej to¿samo¶ci. No chyba, ¿e chcesz polecieæ po filozofii wschodu, która mnie zupe³nie nie krêci - tam Ci powiedz± co¶ innego, ale tam i cele s± trochê inne.
Ale wracaj±c. Popraw mnie, je¶li siê mylê, Callahan, ale z tego co pamiêtam sprzed roku czy wiêcej, to wydawa³e¶ siê byæ szczególnie wra¿liwy na hipokryzjê i wszystkie przejawy fa³szu i ob³udy; nie s±dzê, ¿eby co¶ siê zmieni³o?
Nie zaprzeczê, ale powiedz mi proszê, co ta uwaga ma na celu? W sensie, ¿e ja jestem hipokryt± w czym¶, co napisa³em wy¿ej?
Staram siê zwykle oznaczaæ, kiedy jest co¶ moim prywatnym stanowiskiem, a kiedy tylko ogólnym gdybaniem, z którym siê nie identyfikujê, ale mo¿e nie zawsze wystarczaj±co jasno to robiê.