Moje wrażenia z przesłuchania zremiksowanej wersji Still Life:
0. Zremiksowany materiał znajduje się
wyłącznie na DVD. Jeśli ktoś słyszy jakiekolwiek zmiany podczas odtwarzania CD, to powinien wziąć kilka głębszych oddechów. Jedyna zmiana na CD jest taka, że po zgraniu na kompa początek każdego kawałka jest oberżnięty
Trzeba się bawić z ustawieniami read-overhead i takie tam.
Słuchanie tego albumu to nowe przeżycie. Niemal wszystko brzmi inaczej, dziwnie. U mnie doszedł jeszcze taki efekt, że niektóre solówki są słabo słyszalne (downmix 5.1 -> 2.0 nie dał dobrych efektów). Partie akustyczne są jednak niemal całkowicie inne. Inaczej słychać wokal, momentami jakby został nagrany od nowa. Podejrzewam, że jeśli słuchać tego w przystosowanym pomieszczeniu, to wrażenie musi być absolutnie miażdżące. Prawdą jest, że słychać rzeczy, które wcześniej były nie do odłowienia.
Nie chce mi się sporządzać dokładnego protokołu rozbieżności. Jak komuś będzie zależeć, to spróbuję zgrać to na dysk i za pomocą Audacity odjąć od wersji oryginalnej. Pozostanie różnica między obiema wersjami
Polecam mix 5.1 szczególnie osobom rozpracowującym utwory na tabulatury.
Reasumując: spadły mi buty jak to usłyszałem.
EDIT:
Dodać należy, że czuję się głęboko poruszony następującymi fragmentami. Uznajcie to jako namiastkę protokołu rozbieżności (nie mogłem się powstrzymać)
0-. Z czystych wokali gdzieś uciekł "drugi raz" - już kiedyś zwracałem uwagę (i za to też uwielbiam ten album), że wszystkie czyste partie są śpiewane na dwa głosy. Teraz jeden z nich jest mniej wyraźny. Może to wina słuchania na sprzęcie stereo.
1+. Wstęp do The Moor - jakby był na nowo nagrany.
2+. Solo w Benighted (w ogóle niemal wszystkie solówki są wyciągnięte przed szereg i opatrzone napisem "Check this riff, it's fuckin' tasty!"
)
3+++. Wyrazistością e-bow w Moonlapse Vertigo (brzmi jakby Per maczał w tym palce). Moonlapse morduje jeszcze kilkoma innymi wstawkami. Już wcześniej uważałem ten kawałek za absolutny, teraz po prostu dostaję ekstatycznej gęsiej skórki. Ma-sa-kra.
4-. Perkusja we wstępie do Face of Melinda jest trochę przesadzona (werbel) - wolałem łagodne uderzenia z oryginalnego miksu.
5+. "Smaczki" w Face of Melinda otrzymały zupełnie nową jakość. Dodatkowo oczywiście riff pomiędzy zwrotkami brzmi jakby był nagrany na nowo. Będę musiał posłuchać na zmianę wersji oryginalnej i remiksu, bo nie chce mi się wierzyć, że to te same partie.
6-. Zepsuty wstęp perkusyjny do Serenity Painted Death - werbel w oryginale był znacznie bardziej soczysty.
7?. Czysty wokal w Serenity Painted Death ("Saw her fading...") -
kompletnie inaczej. Zrobiłem tak:
8?. SPD urwane w innym miejscu niż na oryginalnym miksie - przynajmniej takie wrażenie odniosłem