Jak zwykle mam dylemat, bo wydawnictw bylo w tym roku mnostwo, i ogarniecie tego wszystkiego graniczylo z cudem. Naturalnie cala kupe albumow pominalem gdzies tam, bo nie sposob tego przemielic, a juz z pewnoscia nie stac by mnie bylo na kupno wszystkich tych plyt
Tak wiec po solidnym rachunku sumienia okazuje sie, ze najwieksze wrazenie zrobily na mnie ponizsze albumy, w miare w kolejnosci od najlepszej:
Soen - Lotus - kolejny album zespolu, ktory do tej pory nie rozczarowuje; plyta przepelniona emocjami, pieknymi wokalami i swietnymi melodiami, a przy tym tu i owdzie potrafi przywalic w pysk; gdzies tam juz wczesniej pisalem, ale powtorze sie, ze nawet nie wiem, kiedy ten zespol stal sie dla mnie tak wazny. Jak dla mnie jednak plyta roku.
Disillusion - The Liberation - plyta ciezka w odbiorze i troche czasu zajelo mi wgryzienie sie w dosc skomplikowane struktury kawalkow, ale kiedy juz zazarlo, to nie popuscilo i trzyma do dzis
Disillusion wrocilo po wielu latach i po dziwnej 'Glorii' wydalo wspanialy, dojrzaly album, ktory z latwoscia okazal sie ich najlepszym dzielem, przeskakujac tym samym wysoko zawieszona przez 'Back to the Times of Splendour' poprzeczke; a poza tym pieknie wpisuje sie w luke pozostawiona przez
Opeth po 'Watershed'
Lion Shepherd - III - chyba zadna plyta mnie tak na wisone nie wciagnela, jak trojka LS; album inny od poprzednich, bardziej dynamiczny i stylistycznie eklektyczny, a przy tym zachowal gdzies tam ten melancholijno-orientalny klimat zespolu. Jak dla mnie to najlepsza plyta LS i licze na to, ze kolejna bedzie jeszcze ciekawsza.
Dream Theater - Distance Over Time - poczatkowo nie bylem przekonany, ale po paru odsluchach 'DOT' zaczal odslaniac przede mna swoje piekno; wlasciwie to klasyczny album DT, skladajacy sie z wszystkich elementow, ktorych po zespole oczekujemy, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, ze to jednak swietni muzycy sa, skoro po tylu latach nadal potrafia zachowac swiezosc swoich kompozycji pomimo tych samych skladnikow. A solo w 'Barstool Warrior' to jedna z najpiekniejszych rzeczy, jaka wyszla spod paluchow Pietruchy. Miod.
Opeth - In Cauda Venenum - choc to najlepszy album
Opeth od czasow 'Watershed', bo juz dawno nie slyszelismy w ich wykonaniu czegos tak mrocznego i posepnego, to ta plyta utwierdzila mnie w przekonaniu, ze ten zespol juz nigdy nie bedzie robil na mnie takiego wrazenia jak w czasach do 2009; nadal brakuje mi tu emocji obecnych na starszych wydawnictwach, ale ciesze sie, ze jest to jakis krok w dobra strone, bo moze kolejny album bedzie jeszcze lepszy, a za pare lat Mike wyjedzie z plyta pokroju 'The Plague Within'
Paradise Lost i rozwali wszystkim czaszki
Rammstein - Rammstein - mam slabosc do tego zespolu od zawsze, a nowa plyta to taki zlepek wszystkiego, co w zespole najlepsze, wiec ciezko, zeby mi sie nie podobala
od mega komercyjnego 'Auslander', poprzez jakis taki niepasujacy do niczego 'Diamant', a skonczywszy na mrocznym jak diabli 'Puppe' czy kipiacym emocjami 'Was ich liebe', nowy
Rammstein robi robote.
Kat i Roman Kostrzewski - Popior - czekalem na ten album dlugo, a potem jeszcze dluzej, kiedy dowiedzialem sie, ile kosztuje, ale w koncu wszedlem w jego posiadanie i na szczescie mnie nie rozczarowal - swietne riffy Jacka Hiro, ktory poczul katowski klimat i naprawde wysmazyl kawal miesistego, a przy tym atmosferycznego grania; do tego jeszcze wciaz trzymajacy poziom wokal Romka, swietna oprawa graficzna i mamy udany powrot legendy. A ze muzykow oryginalnego
Kata to tam tyle co kot naplakal, to juz inna historia.
Tides From Nebula - From Voodoo To Zen - mocna rzecz i spore zaskoczenie, bo pomimo ogromnej ilosci elektroniki, panowie nie zapomnieli jak przylozyc mocarnym riffem w twarz; ostatni numer jak dla mnie to mistrzostwo swiata - szkoda tylko, ze zespol nie zagral go na zywo na ostatniej trasie.
Lebowski - Galactica - dluuuugo wyczekiwany album stanal na wysokosci zadania, choc trzeba przyznac, ze juz tak nie zaskoczyl jak debiut. Panowie juz na 'Cinematic' postawili sobie poprzeczke bardzo wysoko i obawiam sie, ze nie udalo im sie jej owa plyta przeskoczyc, co nie zmienia faktu, ze 'Galactica' zagrana jest naprawde na wysokim poziomie i nalezy sie cieszyc, ze mamy na polskiej scenie taki zespol.
Basnia - No Falling Stars and No Wishes - totalnie niemetalowa rzecz, raczej jakis taki cold wave/post punk/gothic/dream pop, cholera wie, co jeszcze. Pieknie sie to snuje i fajnie goruje nad muzyka wokalistka. Dobra, relaksujaca plyta, do ktorej czesto wracam. Czekam na wiecej.
Blauka - Miniatura - totalne zaskoczenie i kolejna jeszcze bardziej niemetalowa rzecz, ktora gdzies tam mnie zachwycila w 2019; retro rock z psychodelicznymi nalecialosciami i wybitnym wokalem Georginy Tarasiuk, ktora rowniez odpowiada na tej plycie za swietne teksty; to chyba najbardziej pozytywna plyta w calej mojej przepastnej kolekcji
Dyszka przekroczona
Paru plytom oczywiscie nie poswiecilem tyle uwagi, ile powinienem, ale moze jeszcze nadrobie, bo chyba warto. Doslownie pare razy przesluchalem zatem nowa
Mgle, swietnie wszedl mi nowy album
Hate, dobrze weszla epka bielskiego zespolu
Moanaa i totalnie skopal mnie po dupie
Vltimas, ktorego plyte na pewno niebawem kupie, bo czuc w tym geniusz.
Jesli chodzi o rozczarowania to chyba najzalosniejszym posunieciem tego roku byl nowy
Tool - i nie mam tu na mysli muzyki, tylko to w jaki sposob zespol potraktowal swoich fanow, zadajac za nowy album prawie 400 pln. W tym temacie zreszta deptal im po pietach
Kat z Romkiem, bo za 'Popior' zazyczyli sobie 61.50 + 20 PLN za wysylke
Kat Luczyka (nawiasem mowiac totalne rozczarowanie plyta 'Without Looking Back') zreszta tez pojechal z cenami koszulek z okladkami starych plyt - stowa za t-shirt to w moim mniemaniu jednak troche za duzo. Skoro juz przy kasie jestesmy, to oczywiscie zenujace sa ceny biletow na koncerty, ale z tym juz nie wygramy, wiec pozostaje po prostu przestac na nie jezdzic
A propos
Koncertowo uaktywnilem sie dopiero pod koniec roku (z malym wyjatkiem, o czym zaraz) - od pazdziernika do grudnia udalo mi sie zobaczyc
Lion Shepherd,
Closterkeller (hehe, chyba juz z 15 raz),
Blaukê,
Kari Amirian,
TFN i
Rosk,
Lebowskiego z
Lizardem i 'Dziadka do orzechow' w Operze Slaskiej
Wiec milusio. No i totalnie rozwalil mnie w sierpniu
Soen w Krakowie. Najwazniejszym koncertowym wydarzeniem 2019 byl dla mnie jednak koncert
Dead Can Dance w Pradze, ktory bede wspominal juz pewnie do konca zycia - 24 czerwca 2019 spelnilo sie jedno z moich najwiekszych muzycznych marzen
Dobry rok.