Nie sadze aby w jakimkolwiek kawalku Opeth byl nuzacy (przebolalem nawet srodek "Under The Weeping Moon"), wg mnie wszystkie te "nuzace momenty", poteguja tylko przyjemnosc jaka odczuwamy, gdy wreszcie one sie koncza. Najlepszym chyba przykladem jest srodkowa czesc "BWP", ktora wydaje sie byc "taka sobie", az do cudownego riffu w 7:43.. Ale oczywiscie to moje subiektywne odczucie.