Stojê sobie dzi¶ na przystanku cierpliwie oczekuj±c na autobus, który mia³ zwie¼æ mnie na uczelniê, za¶ oczy me zatopione by³y w spogl±daniu w sin±, pust± dal... gdy nagle podchodzi do mnie jaka¶ postaæ, wyra¼nie ode mnie ni¿sza, p³ci ¿eñskiej, cera za¶ jej by³a pomarszczona, co pozwoli³o stwierdziæ i¿ jest to obiekt powszechnie zwany jako "babcia" [ew. starsza pani]. Nabrawszy powietrza w p³uca odzywa siê do mnie tymi s³owy:
- Dzieñ dobry.
A wypowiedzia³a to tonem neutralnym, a jednocze¶nie do¶æ stanowczym i g³o¶nym, by wspó³czekaj±cy u¿ytkownicy transportu publicznego mieli okazjê us³yszeæ jej s³owa.
- Dzieñ dobry. - odpowiedzia³em ¶ciszonym g³osem; nieufnie i podejrzliwie...
- Wie pan, ja tak obserwujê... - rozpoczê³a sw± przemowê - W dzisiejszym ¶wiecie tyle wojen... terroryzmu... katastrof...
Tutaj zrobi³a przerwê, wdech, po czym nast±pi³ punkt kulminacyjny, wypowiedziany jeszcze dosadniej:
- A na to wszystko jest jedno lekarstwo. S± nim s³owa Jezusa: "Mi³uj bli¼niego swego jak siebie samego"!