Przypomnia³o mi siê przepiêkne has³o kole¿anki z kursu na ostatniej kursówce w Beskid Ma³y. Stoimy sobie na Leskowcu, s³oñce, trochê chmur, ale ogólnie widoczno¶æ niez³a, wiêc wyci±gamy mapy i rozkminiamy co te¿ za góry st±d widaæ. Kole¿anka wywo³ana do opowiedzenia nam tej panoramki rozgl±da siê - Babia Góra prosto jak strzeli³ przed nami, ale szczyt ma ca³y w chmurach. Odwraca siê do nas i strzela:
Zacznê od tego, czego nie widaæ, bo to jest dobry punkt odniesienia.
Padli¶my.
Kontekst: egzamin-siekiera z gramatyki opisowej. Gramatyk, postrach ca³ego roku, mierzy nas wszystkich spojrzeniem znad okularów, od którego w sali siadaj± trzy centrymetry szronu. "Drodzy pañstwo, czas zaczynaæ", kartki id± w ruch. Nagle do sali wpada jak torpeda dziewczê w czarno-bia³ym stroiku, zaaferowane podbiega do wyk³adowcy i rzuca tekstem tej mniej wiêcej tre¶ci:
[D] - Dzieñ dobry proszê pana, przepraszam, gdzie ja piszê egzamin z psychologii i mam nazwisko na C...[wyci±ga dowód i pokazuje]
[W] - A ja mam nazwisko na S i je¶li chce pani pisaæ egzamin z gramatyki opisowej jêzyka angielskiego, to proszê siadaæ.
Salwa ¶miechu na sali.