Wyskoczylem wczoraj do pobliskiego klubu na koncert Closterkellera i jedno nazwisko do zapamietania:
Mariusz Kumala, czyli ich gitarzysta, a prywatnie maz Anji. Co ten czlowiek wyprawial na zywo z gitara to przechodzi ludzkie pojecie. Mamy na polskiej scenie naszego prywatnego Gilmoura - dawno nie widzialem, zeby ktos gral z tak wielkim wyczuciem i finezja, bez zbednych fajerwerkow i shreddingu. Czapki z glow! Niestety z wrazenia nie udalo mi sie nagrac jego kilkuminutowej solowki, ale rzuccie chociaz uchem na to, co zrobil na ostatniej plycie, chocby
tutaj.