W³a¶nie wróci³em z Dreamów. By³o super!
No popatrz, a ja mam mieszane uczucia
Organizacyjnie - pieknie: krotkie kolejki do wszystkiego, zabojcza punktualnosc, nawet ta 15-minutowa przerwa zostala ciekawie wykorzystana. Technicznie - bez zarzutu: panowie w swietnej formie, szczegolnie LaBrie wymiatal - nic nie falszowal i swietnie udzwignal caly material. Naglosnieniowo - tez bez zarzutu: mialem okazje stac w paru roznych miejscach i wszedzie wszystko swietnie slyszalem pomimo zatyczek w uszach.
Setlista jak powyzej:
Act I
False Awakening Suite
The Enemy Inside
The Shattered Fortress
On the Backs of Angels
The Looking Glass
Trial of Tears
Enigma Machine
(With drum solo by Mike Mangini)
Along for the Ride
Breaking All Illusions
Act II
The Mirror
Lie
Lifting Shadows Off a Dream
Scarred
Space-Dye Vest
Illumination Theory
Encore:
Overture 1928
Strange Déjà Vu
The Dance of Eternity
Finally Free
No i tu moje najwieksze 'ale': Act I wypadl zadziwiajaco dobrze, kawalki z nowej plyty moim zdaniem cudnie zabrzmialy. Niepotrzebnie chyba zagrali 'Breaking All Illusions', bo strasznie nudzilo. Act II jak dla mnie tragiczny, ale to pewnie dlatego, ze 'Awake' nie lubie. Strasznie sie wynudzilem - nawet wyszedlem po wode w pewnym momencie, a rzadko mi sie zdarza opuszczac teren koncertu. Dopiero 'Illumination Theory' pokazali klase. No i bisy w postaci materialu z 'SFAM' rozwalily system. Tak powinien byl caly ten koncert wygladac.
Generalnie braklo mi czegokolwiek z 'Train of Thoughts', braklo choc fragmentu 'Six Degrees...', nie bylo nic z mojego ulubionego 'Systematic...', no i nie bylo mi dane uslyszec 'Octavarium', na ktory po cichu liczylem. Ja bym to inaczej ulozyl, bardziej koncertowo, z wiekszym pieprznieciem. Wiec za to minus ;P
Drugi minus dla zespolu - zupelnie nie widzialem na ich twarzach zaangazowania, mialem wrazenie, ze graja myslac tylko o tym, zeby juz zejsc, jechac do kolejnego miejsca i po paru tygodniach w koncu wrocic do domu. Poza LaBrie, ktory faktycznie wypadl swietnie, mialem wrazenie, ze reszta kapeli ma to w (_!_).
No i Mangini. Lubie goscia, nic do niego nie mam, ale dopiero ten koncert mi uswiadomil, ze jednak mi tam nie pasuje. Gral jakby bez feelingu, tak, jakby mu ktos powiedzial co ma zagrac i juz. Portek przezywal kazda nute, wczuwal sie, po dwoch numerach byl zlany potem i fajny klimat robil. Tu po prostu bylo poprawny perkusista i nic wiecej. Dobrze, ze jeszcze Rudess w tym zespole jest, bo przynajmniej on czasem cos ciekawego wymysli na scenie.
Ogolnie wiec wrazenia pozytywne z paroma niedociagnieciami. Ocenilbym caly koncert na 7/10