Też nie popieram ponownego nagrywania. Z drugiej strony Meshuggah ponownie nagrał kilka ścieżek do Nothing (czyli poprawili wcale nie taki stary album) i wyszło to bardzo przyzwoicie. No ale zwykle porównuję reedycję Nothing do obecnej reedycji Still Life.
Ktoś tam zapropnował wydanie Orchid i Morningrise w wersjach koncertowych - owszem byłby to ciekawy kompromis, ale też wyraźny znak upadku zespołu (na razie GR można traktować jako potknięcie). Przecież znaczyło by to nic innego, jak "nie chce nam się nic nowego pisać, ale mamy pomysł jak wyciągnąć z was jeszcze więcej kasy, matołki".
Może zacznijmy powoli czekać na wersjie "definitive remasters", które będą zawierać pełno dodatkowego badziewia, które z jakichś powodów (np. kompletnej denności) nie trafiły na oficjalny album. Opeth to nie Sonic Youth, żeby wydawali do albumu dziesięć singli, każdy z masą dodatkowego materiału, którego po prostu nie dało się zmieścić na płytce.
Jeśli już mieliby wznawiać Orchid, Morningrise i MAYH, to niech wydadzą je w oryginalnej zawartości, z oryginalnymi okładkami - bez bonusowych kawałków (nienawidzę reedycji Orchid i Morningrise, a na MAYH zniszczyli klimat) i napisów na froncie bookletu.