Dwa fragmenty bydgoskiego show:
-
Portek zagra³ jeden kawa³ek wspólnie z Bigelf-
Dream Theater - Solitary ShellWyslano: 2009-10-02, 19:35:12
galeria fotek z BydgoszczyWyslano: 2009-10-02, 19:39:20
W³a¶ciwie od pocz±tku, gdy tylko w mediach pojawi³a siê informacja, ¿e europejska edycja Progressive Nation dotrze do Polski, nie planowa³em wycieczki do Bydgoszczy, ale los chcia³ inaczej... Kumpel namawia³ mnie by¶my siê tam wybrali i w koñcu zgodzi³em siê, naby³em bilet i jak siê pó¼niej mia³o okazaæ, kolega nie pojecha³ z powodów osobistych. Dowiedzia³em siê o tym na tydzieñ przed koncertem, do tego jeszcze dwa dni pó¼niej dopad³o mnie przeziêbienie (Bioparox biorê zreszt± do dzisiaj i mam nadziejê, ¿e jako¶ prze³a¿ê). Wczesnym rankiem 30 wrze¶nia wyruszy³em wiêc z domu, by gdzie¶ ok. 13-tej kolej± dotrzeæ do Bydgoszczy. Nawet bêd±c ju¿ na miejscu nie by³em przekonany, czy to najlepszy pomys³, ¿e siê tu wybra³em, ale nie by³o odwrotu... Dziêki wydrukowi z zumi bez problemu wspólnie z dwoma kompanami pieszo dotar³em do Hali £uczniczki. Hala prezentuje siê imponuj±co. Zaskoczy³o nas, ¿e bez jakiegokolwiek problemu mo¿na by³o poruszaæ siê ty³u obiektu, gdzie znajdowa³y siê autokary artystów. Spotkali¶my tam m.in. muzyków Unexpect i Jordana Rudessa, którego z pocz±tku nie do koñca rozpoznali¶my, bo wyda³ siê jaki¶ taki niepodobny do siebie i starszy ni¿ na scenie. Wiem, ¿e kto¶ tam z osób, które by³y potem ze mn± pod scen±, przybi³ pi±tkê z ch³opakami z Opeth. Poniewa¿ do koncertu by³o jeszcze du¿o czasu, udali¶my siê do pobliskiego marketu mostkiem spacerowym po drugiej stronie rzeki na obiad. Przed wej¶cie (wej¶cia do sektorów) dotar³em na trzy kwadranse przed otwarciem. To co nas zaskoczy³o, to niewielka ilo¶æ osób oczekuj±cych na koncert. Próbowali¶my sprzedaæ bilet kolegi, o którym wspomina³em wy¿ej. Niestety nie by³o chêtnych a koniki, które jeszcze chwilê wcze¶niej skupowa³y po 70 z³otych, nie chcia³y ju¿ nic braæ – niestety spó¼nili¶my siê chwil kilka. Rozdzieli³em siê z moimi kompanami, bo mieli bilety na sektory i uda³em siê do wej¶cia, gdzie miano wpuszczaæ na p³ytê. Osób by³o niewiele i za oko³o 10 minut (bez obsuwy czasowej) dobieg³o zapowiadane na 17.30 otwarcie bram. Bez problemu dosta³em siê do ¶rodka, zda³em kurtkê do szatni i bez po¶piechu uda³em siê na p³ytê. Pod scen± by³o niewiele osób, jedynie barierka by³a ju¿ zajêta i formowa³ siê w³a¶nie drugi rz±dek za barierk±. Ustawi³em siê wiêc za dwoma niskimi dziewczynami i tam do koñca koncertu dotrwa³em stoj±c na metalowej podstawie barierki. Do koncertu Unexpect uformowa³y siê mo¿e ze cztery rz±dki i widok pustej p³yty za nimi by³ wrêcz nieprzyjemny. Na sektorach tak¿e by³o niewiele osób i je¿eli kto¶ zechcia³ móg³ tam bez problemu pozostaæ z biletem na p³ytê. Organizatorzy w³a¶ciwie w ogóle nie interesowali siê tym gdzie kto z jakim biletem przebywa. Jedynym ich zajêciem, obok rutynowej kontroli na wej¶ciu, by³o odbieranie zakrêtek z butelek do napojów i wody. Show zacz±³ siê mniej wiêcej planowo. Na scenie zainstalowa³ siê Unexpect, który zosta³ bardzo dobrze przyjêty przez publiczno¶æ. W miêdzyczasie z brzegu sceny na schodkach pojawili siê m.in. Akerfeldt, Rudess i Portnoy jakby nie dowierzaj±c, ¿e support id±cy na pierwszy ogieñ ma tak znakomite i gor±ce przyjêcie. Unexpect gra zakrêcon± muzê, która za spraw± operowo-dramatycznych wokaliz piêknej frontmanki (mia³a niesamowicie d³ugie w³osy i wiedzia³a jak je wykorzystaæ scenicznie) robi³y na mnie wra¿enie wyimaginowanego teatru antycznego. Potrafi³a tak¿e znakomicie zagrowlowaæ, czym wprawia³a w niema³e zdumienie. Niesamowicie równie¿ prezentowa³ siê basista formacji z dziewiêciostrunow± gitar± basow±. Po przerwie zwi±zanej z instalowaniem przez technicznych instrumentów, w trakcie której zauwa¿y³em, ¿e bardzo zwiêkszy³a siê liczba widzów pod scen± (w³a¶ciwie nie by³o ju¿ widaæ koñca), na scenie pojawi³ siê Bigelf i tak jak ju¿ wspomina³em wcze¶niej, formacja gra³a, brzmia³a i wygl±da³a jak ¿ywcem wyjêta z lat 70. Pierwsze skojarzenia wêdrowa³y w kierunku Uriah Heep, Black Sabbath i Deep Purple. Wokalista i klawiszowiec w jednej osobie (od czasu do czasu zak³ada³ cylinder) graj±cy na oryginalnych z tamtej epoki Hammondzie i Mini-Moogu, dysponuje znakomicie pasuj±cym do takiej muzy g³osem. W pewnym momencie na scenê wkroczy³ Mike Portnoy i ku uciesze fanów wspólnie z Bigelf wykona³ jedn± z ich kompozycji. Opeth, jak pisa³em ju¿ wcze¶niej, od pierwszych d¼wiêków intro Popol Vuh by³ rewelacyjnie przyjêty, o czym (jak odnios³em wra¿enie) Mike znakomicie zdawa³ sobie sprawê. Mike trochê po¿artowa³ z polskiej wody mineralnej, ale faktycznie tym razem jego konferansjerka by³a ograniczona do koniecznego minimum. Ch³opaki zagrali równie znakomicie jak w marcu w warszawskiej Stodole i przyznam szczerze, ¿e otaczaj±c± mnie publiczno¶æ ³±cznie ze mn± doprowadzili do wrzenia. Dream Theater zagra³ równie¿ znakomity set, ale nie rozpali³ ju¿ nas a¿ do tego stopnia. ¦wietnie zaprezentowa³ siê szczególnie LaBrie, który znacznie schud³ i jak przysta³o na rasowego wokalistê mia³ ¶wietny kontakt z publiczno¶ci±, praktycznie bez s³ów. £±czy³a nas z nim w tamtej chwili jaka¶ niesamowita wiê¼. Có¿ jeszcze, od czasu do czasu za Jordanem tu¿ pod telebimem ukazywa³ siê ekran, na którym rysunkowy Rudess-czarodziej gra³ na otaczaj±cej go klawiaturze i odnosi³o siê wra¿enie, ¿e animowana postaæ jest zsynchronizowana z graj±cym na ¿ywo artyst±. Portnoy, jak to zwykle on, mistrz perkusji i wielki showman, czarowa³ wszystkich technik± i dodatkowo tymi wszystkimi cyrkowymi numerami jak chwytanie odbitej odbitej od perkusji na kilka metrów pa³eczki (choæ dwa razy mu ten trick nie wyszed³) czy obchodzenie z jednoczesnym graniem obu po³±czonych zestawów perkusji. Zespó³ tradycyjnie brawurowo i precyzyjnie zagra³ wybrany na ten wieczór repertuar – dobór imho znakomity. Show dobieg³ koñca pó³ godziny przed pó³noc±. Wielka szkoda, ¿e nie uda³o mi siê spotkaæ Kekkai i przyznam szczerze, ¿e trochê mi tam Was wszystkich brakowa³o pod scen±. A porównuj±c show naszego ukochanego zespo³u, do koncertu z marca... nie by³ tak znakomity, bo nie móg³ byæ, ze wzglêdów czasowych - 60 minut to jednak zdecydowanie za ma³o. Po koncercie odszuka³em oczarowanych kompanów i udali¶my siê na piwo do klubu muzycznego po drugiej stronie rzeki. Próbowali¶my potem o 2.00 za³apaæ siê na PKS do Warszawy, ale bez szans. Reszty nie ma co opisywaæ, dwadzie¶cia po czwartej wyruszyli¶my zabit± i w³a¶ciwie tradycyjnie brudn± kolej± do domu. By³ to koncert, na którym w³a¶ciwie mia³o mnie nie byæ i okaza³ siê kolejnym magicznym i niezapomnianym wieczorem w moim ¿yciu. Choæ raz w ¿yciu chcia³oby siê zaprezentowaæ tak± sztukê na scenie, ale mo¿na jedynie pomarzyæ...