Byłem dziś w kinie na "Wielkim Pięknie" - laureacie Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny (rok temu). Serdecznie polecam wszystkim, którzy lubią błyskotliwe, inteligentne i piękne kino. Dawno nie widziałem czegoś tak wspaniałego. Pozycja obowiązkowa.
Widzialem to jakis rok temu na przegladzie filmowym i musze przyznac, ze chyba zaden film mnie tak okrutnie nie wynudzil. Istna tortura. Zdecydowanie nie polecam - mialkie, rozwlekle, o niczym, z kiepskimi dialogami i beznadziejna muzyka.
Cóż, co człowiek, to opinia, ja powiem: idźcie i zobaczcie sami, miejcie własną.
Dawno nie widziałem filmu, który operowałby taką gamą emocji, nie popadając przy tym w niekontrolowany patos. Dialogów tak błyskotliwych, które kryłyby w sobie na każdym kroku małe epifanie. Tak pięknych zdjęć, które w ukazywaniu świata zachowują równowagę między pięknem Rzymu a wielobarwnością postaci, o których film opowiada. Zaś jeśli chodzi o muzykę, można by było o niej napisać esej, przecież ona jest ważna już od pierwszej sceny i nie stanowi tylko tła, odgrywa rolę w tej estetycznej uczcie. Rzadko się też zdarza by ktoś tak świadomie manipulował kiczem, żeby można się było tą zręcznością cieszyć na równi z prawdziwym pięknem. Na pewno będę chciał wkrótce wrócić do tego filmu, bo mam wrażenie, że doświadczyłem go dopiero naskórkowo, że jeszcze mnóstwo rzeczy mi umknęło.
Ale cóż, nie powiem, żebym się zdziwił - dla mnie na przykład
Melancholia to arcydzieło, a mnóstwo ludzi twierdzi, że nieznośna nuda. Dzisiaj po raz trzeci oglądałem
Samotnego mężczyznę i nadal nie zmieniam zdania, że to jeden z najlepszych, najpiękniejszych filmów jaki dane mi było widzieć.
Z kolei wynudziłem się na takim
Pacific Rim, którym ludzie się zachwycają, uważam francuskich
Nietykalnych za tanie, przereklamowane, jednorazowe kino na niedzielne popołudnie, albo Tima Burtona jako całokształt za jedną wielką pomyłkę - żeby tak uderzyć w kilka różnych tonów.