Prawdê powiedziawszy, po przes³uchaniu "Hope Leaves" w wersji koncertowej jaki¶ czas temu, nie by³em a¿ tak zachwycony. Do teraz, bo Mikael wyst±pi³ rewelacyjnie, za¶piewa³ prawie bezb³êdnie. Tak samo ca³a reszta zespo³u. Szczególnie Martin Lopez, który r±ba³ naprawdê ¶wietne przej¶cia. Widaæ te¿ by³o, ¿e zadaj± sobie tê odrobinkê wiêcej trudu, ¿eby wygl±daæ jak zespó³, który szaleje na scenie. Tego te¿ wcze¶niej nie by³o. Czasem Mikael odchodzi³ od mikrofonu. A teraz? Peter gdzie¶ siê b³±ka³ po scenie pogrywaj±c do klawiszowa i perkusisty, to samo Mikael. Tylko Martin Mendez pozosta³ wierny swojemu stylowi „wro¶niêtego w scenê”
. W momencie, kiedy ch³opaki weszli na scenê, po¿a³owa³em, ¿e nie postara³em siê staæ przy scenie, jak to zwykle robiê. Trzeba przyznaæ, ¿e ch³opaki nabrali niesamowitej jakiej¶ charyzmy, na wcze¶niejszych koncertach tego nie zauwa¿a³em. Pojawiaj± siê na scenie i t³um szaleje. A z ty³u pi±ty cz³onek zespo³u – klawiszowiec, którego imienia nie pamiêtam. Udziela³ siê wokalnie i ¶wietnie mu to sz³o.
„Windowpane”. Zdecydowanie mój ulubiony z p³yty i jak dla mnie gwó¼d¼ tej czê¶ci koncertu. Wyszed³ rewelacyjnie, ale i tak najlepsze by³o zdublowanie przez Mikaela tego koñcz±cego motywu na gitarze. Pierwsza nuta gitarowego solo i odzywaj± siê brawa. Niesamowity efekt.
„In My Time Of Need”. To by³ chyba faworyt t³umu, nic do zarzucenia.
„Death Whispered A Lullaby” z dedykacj± dla Stevena Wilsona. Nie zdziwiê siê, jak siê oka¿e, ¿e facet by³ na tym koncercie. Co do samego utworu, to w pewnym momencie tak przypieprzyli, ¿e pomy¶la³em, ¿e wcale nie taki spokojny jest ten utwór.
„Closure”. Tu ch³opaki trochê poimprowizowali. Jak wyjdzie DVD (albo jak znajdziecie sobie na Internecie, bo pewnie znajd± siê i tacy, którzy nagrywali na w³asny u¿ytek) to sami zobaczycie. A kontynuuj±c klimat poprzedniego utworu ten wyszed³ nawet jeszcze ciê¿ej. No i nie urwa³ siê jak na p³ycie.
„Hope Leaves”. Ulubiony Mikaela. Na p³ycie super, na koncercie wyszed³ tak sobie. Mnie w ka¿dym razie nie zachwyci³.
„To Rid The Disease”, mój drugi ulubiony utwór na p³ycie. ¦wietne klawisze, doskona³e wykonanie, nic dodaæ nic uj±æ.
„Ending Credits”, "rip-off" Camela, jak to stwierdzi³ Mikael. Nie¼le, nie¼le, choæ osobi¶cie mia³em nadziejê, ¿e skoro to taki prosty i „nie na powa¿nie” utwór, to mo¿e ch³opaki poimprowizuj± jakie¶ solówki. A potem ma³a zmiana klimatów i znowu mia³em nadziejê, ¿e zagraj± co¶ starszego (wci±¿ marzê, ¿aby zobaczyæ na ¿ywo „To Bid You Farewell”).
„Harvest”. To kolejny kawa³ek, który nie robi na mnie wiêkszego wra¿enia na p³ycie. Wiecie – zwrotka, refren, zwrotka, refren, solo, koniec. A na koncercie jednak ekstra siê czego¶ takiego s³ucha. I w koñcu...
„Weakness”. Mikael i klawiszowiec. Wierzcie mi, jak siê go widzi na ¿ywo to przestaje siê my¶leæ o nim, jak o s³abym kawa³ku Opeth. Taki by³ klimat i tyle¿ te¿ dosta³ braw. Mnie osobi¶cie urzek³, choæ na p³ycie wypada miernie.
A potem to, na co wszyscy przyszli. Ciemno¶ci, znane brzêcz±ce intro, wchodz± znowu. Fala braw. Czym zaczn±? „The Leper Affinity”? „Delivernace”? Pa³eczka w górê i… leci! Ten ciê¿ki riff… ten galop perkusji… To jest…
„Master’s Apprentices”! Tego siê nie spodziewa³em i jak dla mnie ten koncert znowu siê „spe³nia” (zawsze, gdy graj± co¶, czego wcze¶niej od nich na ¿ywo nie widzia³em). Niesamowite, ten facet potrafi wydobyæ z siebie grobowe g³osy, a zaraz potem za¶piewaæ jakby nigdy nic. Mikael przeprasza po tym utworze tych, którzy przyszli tu na „Damnation”: „Tak w³a¶nie naprawdê brzmimy”. I cieszê siê bardzo, ¿e co¶ takiego powiedzia³. Potem hit i przebój –
„The Drapery Falls”. Niesamowity pocz±tek, a potem coraz lepiej.
„Deliverance”. T³um zaczyna skakaæ, a koñcowego motywu nie da siê po prostu opisaæ. Niczego podobnego w ¿yciu nie s³ysza³em.
„The Leper Affinity”, kolejny mój ulubiony, bogactwo motywów gitarowych, przerwy i zmiany. Rewelacja. Czas na ostatni. Intro na klawiszach.
„A Fair Judgement”. Zagrany bardzo wolno, o wiele wolniej ni¿ na p³ycie, szczególnie klasyczne solo Mikaela grane palcami na elektryku. Odjazd. „Dziêki za ten wieczór”. Ale my nie odejdziemy bez bisu. Panowie jeszcze raz wchodz± na scenê. T³um wiwatuje. Mikael bierze gitarê i celowo na g³os odkrêca strunê E na D. I wszystko jasne. Tego nawet nie trzeba zapowiadaæ. Tymczasem ch³opaki zaczynaj± graæ tak po prostu jak±¶ melodiê. Mikael ma czas sobie pogadaæ, co robi³ ju¿ nie raz w czasie tego koncertu (mówiê wam, DVD i facet zrobi³ siê gadatliwy
). Ju¿ zd±¿y³em pomy¶leæ, ¿e przemyc± mo¿e jaki¶ nowy pomys³ z ewentualnej nowej p³yty. Ale nie.
„Demon Of The Fall”. Chyba najczê¶ciej przez nich grany utwór. Osobi¶cie wola³bym w tej chwili us³yszeæ „Blackwater Park”, bo ten po raz kolejny nie ma dla mnie ju¿ takiej mocy. Ale to wci±¿ Opeth, tego nie da siê skopiowaæ. A i tym razem „Demon…” zdo³a³ oczarowaæ. Czekaæ teraz tylko na DVD.
Pozdrawiam. Sorry, ¿e to takie d³ugie.